
Transport w Azji. Część I – Laos
Laos. Dzień 1.
Na zdjęciu autobus z Ban Houayxay do Luang Prabang. Dystans 500 km pokonaliśmy w 14 h, z 30 minutową przerwą na kolację. Był to transport tylko dla lokalnej społeczności. Wśród turystów nie cieszył się on najlepszą sławą. Przeczytałam potem, że wielu blogerów umieściło to doświadczenie w TOP5 najgorszych w swoim życiu. Ja, oczywiście, chciałam być super autentyczna. Dziewczyna z miasta, ale nic nie jest jej straszne. Naoglądałam się chyba za dużo Azji Express. Poza mną i 2 przyjaciółkami, tym samym środkim transportu podróżował jeszcze student Medycyny z Chin. Pozostałi pasażerowie to mieszkańcy Laosu wraz z dziećmi oraz…. ptactwo w postaci kur, bażantów i przepiórek.
Po wejściu do autobusu dostaliśmy 4 torebki – jedną na buty (w większości krajów Azji południowo – wschodniej jest zakaz wejścia 'na pokład’ w obuwiu), a resztę na różnego rodzaju dolegliwości żołądkowe. W pakiecie był też różowy kocyk i poduszka z Hello Kity. Łóżka były piętrowe. Ilość ich była relatywnie mała, ale mimo to byłyśmy przekonane, że każdej osobie przysługuje jedno, tak jak to miało miejsce w pociągu nocnym z południa na północ Tajlandii. I nagle kierowca łamanym angielskim połączonym z duża ilościa gestykulacji oznajmił nam, że jedno miejsce przeznaczone jest dla minimum dwóch osób. Byłyśmy we trzy. Jedna z nas musiała spać z kimś obcym. Ogarnęło mnie przerażenie. Nie wyobrażałam sobie przez 14h dotykać obcego, spoconego faceta, który nawet nie miał skarpetek na sobie. (A co jakby dotknął mnie swoją stopą????) W końcu Aissa, moja przyjaciółka z Francji, oznajmiła, że przez pierwszą połowę drogi ona będzie dzieliła z kimś łóżko, a potem się zamienimy. Na szczęście, przypadł nam do pary jedyny turysta w autobusie, wcześniej wspomniany student Medycyny. Oznajmiono nam, że jedno łózko jest dla 2 osób. W praktyce spały na nim nawet 4, a kolega, który już wcześniej podróżował tym samym środkim transportu powiedział nam, że w przypadku braku miejsc, ludzie dostają krzesełka i siadają w korytarzu. Miałam duży problem z zaśnięciem, głównie poprzez to, że panowie zdjeli buty, a jestem bardzo wrażliwa na zapachy. Podróżowaliśmy na leżąco bez pasów (bezpieczeństwo ponad wszystko!) I w takich cudownych warunkach upływała mi noc.. Spanie na takiej maleńkiej leżance, pomimo moich 157 cm, do najwygodniejszych nie należy. W końcu udało mi się zasnąć. Uff! Niestety, nie trwało to długo, bo obudził mnie odgłosy wymiotującego dziecka, które wraz z rodziną spało obok mnie. Za chwilę w jego ślady poszła siostra… Byłam już na skraju wytrzymania. Jakaś kobieta płakała. Ptactwo w bagażniku toczyło mini wojnę, koguty piały. I wtedy pierwszy raz w moim życiu pomyślałam – co ja tu właściwie robię? Po co to wszystko? Mam dom, swój pokój, czyste łóżko, a mi się Azji Express zachciało…
Czy była to najgorsza podróż w moim życiu? Pod względem dyskomfortu na pewno, ale w Wietnamie przydarzyło się coś jeszcze gorszego. O tym innym razem.
To zdecydowanie jednen z najdziwniejszych środków transportu jakim podróżowałam. Nie wiem czy bym to powtórzyła, ale z pewnością było to kolejne niezapomniane doświadczenie. Koszt takiej atrakcji to 120 000 kitów laotańskich. (+/- 50 PLN)